niedziela, października 21, 2018

Winnica Rose - Kayte Nunn

"Ucieczka na koniec świata miała uleczyć złamane serce. Stała się początkiem tego, na co czeka się całe życie." Czyli krótko o tym, że pomysł był dobry, ale wykonanie słabe.


Autor:
Kayte Nunn
Tytuł: Winnica Rose
Ilość stron: 320
Wydawnictwo: Burda Książki
Kategoria: literatura współczesna, romans

"Rose uwielbia gotować, a francuską kuchnię ma w małym palcu. Gdy jednego dnia traci chłopaka i pracę, jest zupełnie załamana. Nic jej nie trzyma w Londynie, korzysta więc z oferty złożonej przez brata - w Australii może się zająć domem właściciela winnicy. Oferta jest z małym haczykiem. Na miejscu Rose ma wykonać dla brata dodatkowe, tajne zadanie.

Mark świetnie zna się na winie. Od miesięcy rozpaczliwie próbuje ocalić od upadku swoją winnicę, której poświęcił całe zawodowe życie. Jego żona wyjechała z kochankiem i pozostawiła go z małymi dziećmi. Dlatego Mark szuka kogoś, kto ogarnie domowy chaos. Tak trafia na Rose."
-opis z tyłu okładki

"Winnicę Rose" zabrałam z biblioteki, kiedy nie miałam przy sobie nic do czytania. Nie wiedziałam, co biorę i nie miałam żadnych oczekiwań. Niestety od samego początku czytania czułam, że to nie dla mnie. Niesamowicie irytowały mnie literówki w tekście, to, że autorka ciągle nazywała Rose "siostrą Henry'ego", kiedy sam Henry pojawiał się w tekście na chwilę na początku i pod koniec książki, akcja była strasznie przewidywalna, a wątek miłosny schematyczny do bólu. Mam też wrażenie, że wszystkie postacie miały jakieś zaburzenia psychiczne, co chwilę zmieniały zdanie, myślały jedno, robiły drugie... Strasznie męcząca lektura, ale udało mi się dotrwać do końca, bo miałam nadzieję, że chociaż zakończenie będzie porywające i wynagrodzi mi te kilka godzin męczarni - ale niestety okazało się zwykłym happy endem rodem z Harlequinów.

Wydaje mi się, że jeśliby nieco zmienić bohaterów, dodać im pewności siebie i zdolności racjonalnego myślenia z tej historii mogłaby powstać całkiem niezła książka. Dodałabym też trochę więcej akcji, ponieważ ogranicza się ona do organizacji imprez i zajęć związanych z wytwarzaniem wina i brakuje miejsca na momenty, które dostarczyłyby czytelnikowi wrażeń. Nie chodzi mi tutaj o nie wiadomo jakie zwroty akcji, ale o chociażby odrobinkę czegoś, co wniosłoby do treści jakiekolwiek emocje.

To chyba pierwsza książka, w której nie podoba mi się absolutnie nic. Nawet z okładką jest coś nie tak. Nie wiem, czy to wina tego, jak jest wykonana, czy może tego, że jest wzięta z biblioteki i to ktoś, kto miał ją wcześniej jest książkowym bandytą. Sądząc po tylnej stronie okładki ma mieć ona matowe wykończenie, co może i nawet wyglądałoby elegancko i ładnie, gdyby nie to, że przód wygląda jakby ten "mat" przyciągał kurz. Jest cały obklejony jakimś syfem, który aż się klei.
Zawsze byłam przeciwna ludziom, którzy twierdzą, że wypożyczanie książek z bibliotek jest złe, ponieważ są one pełne bakterii i zarazków, ale w przypadku tego tytułu jest inaczej. Książka jest obrzydliwa. Do czytania owinęłam ją sobie okładką zrobioną z papieru, żeby nie musieć dotykać tej lepiącej warstwy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję!
Wszystkie komentarze są dla mnie ogromną motywacją i wywołują uśmiech na mojej twarzy.
Dziękuję za szczerość i ocenę mojej pracy ☺
Jeśli posiadasz własną stronę WWW, zostaw link do siebie, a na pewno cię odwiedzę. Lubię wiedzieć czym interesują się moi czytelnicy.

Zobacz również:

Copyright © Czytam, polecam... , Blogger