sobota, grudnia 29, 2018

Najsmutniejsze dziecko - Cathy Glass

Najsmutniejsze dziecko - Cathy Glass

sobota, grudnia 29, 2018

Najsmutniejsze dziecko - Cathy Glass

Książka, którą poleciła mi mama. Wciągnęłam w dwa pełne smutku i emocji wieczory.


Autor: Cathy Glass
Tytuł: Najsmutniejsze dziecko
Ilość stron: 398
Wydawnictwo: Hachette Polska
Kategoria: literatura faktu

"Łza spłynęła po policzku Donny. Potem następna. "Mama mówi, że muszę zmyć ten brud, ale on nie chce zejść, choć wciąż próbuję." Patrzyłam, nie wiedząc jak zareagować, a Donna przełożyła szczoteczkę i zaczęła szorować drugą dłoń z dziką determinacją w oczach.

Wzruszająca opowieść i dziesięcioletniej Donnie, krzywdzonej przez matkę i rodzeństwo. Znęcali się nad nią fizycznie i psychicznie na wszelkie sposoby, bo była „najsłabsza w miocie“. Gdy trafiła do rodziny zastępczej Cathy Glass, jej traumatyczne przeżycia wyszły na jaw.

To książka o cudownej, uzdrawiającej sile miłości. Gdy dziecko jest kochane, nawet najgorsze przeżycia odchodzą w zapomnienie."
-opis z tyłu okładki


Cały dzień czekam, żeby móc w końcu usiąść przy laptopie i zabrać się za pisanie tej recenzji, a gdy ta chwila w końcu nadeszła mam w głowie pustkę. Nie wiem co napisać, ciężko nazwać mi książkę o patologicznej historii i przemocy w rodzinie świetną, ale taka właśnie jest. Oczywiście nie chodzi mi tutaj o dramatyczną sytuację bohaterki, ale o całokształt.  To jaką odwagą wykazała się autorka i jaki trud podjęła pisząc na tak niełatwy i kontrowersyjny temat.

Książka opisuje wzruszającą  historię dziecka, które z rąk swoich najbliższych doznało najgorszych krzywd. Te osoby, które powinny zapewniać dziesięcioletniej Donnie poczucie bezpieczeństwa przyczyniły się do jej cierpienia i wyrządziły w jej psychice szkody, które będą dawać o sobie znać przez kolejne lata życia dziewczynki. Historia poruszająca i smutna, ale dająca nadzieję, że są jeszcze na świecie osoby gotowe walczyć o dobro innych. Takim aniołem dla Donny staje się Cathy, która zostaje jej rodziną zastępczą i pomaga przywrócić dziewczynce równowagę w życiu i nakierować ją na odpowiednie tory. Początki są ciężkie, ale dzięki sumiennej pracy, wysiłku i sercu włożonym w pomoc dziecku udaje się odmienić jej los.

Bardzo spodobał mi się sposób w jaki pani Cathy Glass poruszyła tak ciężki temat. Książkę czyta się szybko i odczuwa przy tym całą gamę emocji, od radości przy okazji zabawnych sytuacji z życia rodziny zastępczej, poprzez ulgę i szczęście odczuwanie przez bohaterów podczas beztroskich rodzinnych wypadów, aż po smutek i rozpacz w momentach kryzysowych.

Najgorsze w całej tej historii wydaje mi się to, że wydarzyła się ona naprawdę. To przerażające, że są na świecie osoby zdolne do wyrządzenia bezbronnemu dziecku takiej krzywdy. Można pocieszać się tylko myślą, że oprócz takich potworów istnieją też anioły w ludzkiej skórze, które gotowe są poświęcić swój czas i miłość, żeby odmienić ich los.

czwartek, grudnia 27, 2018

Zakonnice odchodzą po cichu - Marta Abramowicz

Zakonnice odchodzą po cichu - Marta Abramowicz

czwartek, grudnia 27, 2018

Zakonnice odchodzą po cichu - Marta Abramowicz

Książka, o której słyszałam już dawno i od razu wiedziałam, że chcę ja dostać w swoje ręce. Czy było warto? Ciężko mi to jednoznacznie określić, ponieważ zainteresowały mnie tylko wybrane rozdziały i pewną część tekstu po prostu ominęłam.



Autor: Marta Abramowicz
Tytuł: Zakonnice odchodzą po cichu
Ilość stron: 270
Wydawnictwo: Wydawnictwo Krytyki Politycznej
Kategoria: literatura faktu

" Marta Abramowicz, nominowana do nagrody Okulary Równości 2017 – „za oddanie głosu tym, które milczały przez wieki” – napisała nową część „Echa” o tym, co się wydarzyło po wydaniu książki.
Kto uznał książkę za dzieło szatana, potępił i skazał na milczenie? Kto zobaczył w niej inspirację Ducha Świętego i co z tego wynikło dla byłych sióstr? Co myślą o niej przełożone zgromadzeń zakonnych?
O tym wszystkim przeczytacie w „Echach”, „ostatnim rozdziale”, który wnosi zupełnie nowe treści. Napisane w czystym stylu, bez zbędnego patosu, prowadzą prosto do istoty rzeczy. Autorka zachęca, żeby fakty, niczym puzzle, każdy z nas złożył w całość, aby odkryć, co jest dobrem, a co złem.
Wydanie specjalne to książka Zakonnice odchodzą po cichu wraz z nową częścią „Echa”. Czytelnicy, którzy już przeczytali książkę, nie będą zawiedzeni. Ten swoisty suplement, „ostatni rozdział” zmienia odbiór książki i tworzy nową rzeczywistość. Czytelnicy, którzy pierwszy raz sięgną po tę książkę, będą mogli prześledzić historię od początku. A zaczyna się ona tak…
Habit już uszyty. Za dwa miesiące siostra Joanna uroczyście otrzyma go z rąk Mistrzyni. Ale teraz jest noc i siostra Joanna myśli tylko o tym, czy wszyscy zasnęli. Jest po komplecie, światła zgaszone. Nie wolno opuścić łóżka, nie wolno się odezwać. Siostra Joanna łamie reguły zakonne i wymyka się z pokoju. Przebiega pod ścianą, po schodach w górę, do biblioteki. Drzwi skrzypią. Trzeba uważać. Między regałami czeka już siostra Magdalena...
Byłe zakonnice nikomu nie opowiadają o swoim życiu. Nie występują w telewizji. Powiedzieć złe słowo na zakon, to stanąć samotnie przeciw Kościołowi. Nie mówią znajomym ani rodzinie, bo ludzie nic nie rozumieją. Dla ludzi świat jest prosty: odeszła, bo na pewno w jakimś księdzu się zakochała. W ciążę z biskupem zaszła. "
-opis ze strony wydawnictwa

"Zakonnice odchodzą po cichu" to reportaż Marty Abramowicz poruszający ciężki temat życia kobiet w zakonach. Osobiście nigdy wcześniej nie zastanawiałam się jak to wszystko wygląda z perspektywy zakonnic, byłam przekonana, że są one tymi miłymi, wiecznie uśmiechniętymi kobietami, które zawsze służą pomocą, dlatego też życie w zakonach kojarzyło mi się z pełnymi radości dniami wypełnionymi praca i modlitwą.

Marta Abramowicz sześć miesięcy szukała kobiet chętnych do tego, aby opowiedziały o swoim życiu w klasztorze i tym, dlaczego go opuściły. Udało jej się dotrzeć tylko do dwudziestu byłych zakonnic, ponieważ kobiety, które zrezygnowały z życia zakonnego niechętnie o tym mówią. Powodem jest to, że każde złe słowo skierowane w kierunku zakonu jest słowem wymierzanym przeciwko kościołowi.
Czytając książkę w pewnym momencie odniosłam wrażenie, że zakony zastraszają byłe zakonnice, aby te nigdy z nikim nie rozmawiały o tym, co działo się za murami klasztoru.

Te kobiety, które zgodziły się na rozmowę z reporterką opowiadają wstrząsające historie, wynika z nich, że życie za klasztornymi murami to ciężkie wyzwanie, które ma na celu złamać osobowość, zniszczyć jednostkę i zmanipulować osobę do tego stopnia, że będzie bezrefleksyjnie wykonywać wszystkie rozkazy przełożonej, która ma władzę absolutną.

Najbardziej zainteresowały mnie opisy przeżyć byłych zakonnic i to właśnie te czytałam z zapartym tchem, oprócz nich w książce znajdziemy też inne rozdziały poświęcone życiu zakonnemu i instytucji kościoła, nie zabraknie też informacji z historii zakonnictwa, o których większość z nas nawet nie słyszała.

To nie jest książka, którą mogę polecić na miły wieczór z kocykiem i herbatą, to książka, która została potępiona, za to, że ukazuje brutalną prawdę, bez fasady kłamstw i milczenia. Historie  byłych zakonnic są smutne i dramatyczne, zmuszają czytelnika do refleksji i zgłębienia tematu.

środa, grudnia 26, 2018

Zieleń szmaragdu - Kerstin Gier - Trylogia Czasu 3

Zieleń szmaragdu - Kerstin Gier - Trylogia Czasu 3

środa, grudnia 26, 2018

Zieleń szmaragdu - Kerstin Gier - Trylogia Czasu 3

Nareszcie doczekałam się tego momentu! W moje ręce wpadła ostatnia część Trylogii Czasu Kerstin Gier. Trylogię Snów, Podniebny i dwie pierwsze książki z serii Trylogia Czasu już dawno mam za sobą, więc w mojej przygodzie z panią Gier brakowało tylko ostatniej części o podróżnikach w czasie. Szczęśliwym trafem udało mi się ją porwać z biblioteki tuż przed świętami, prosto z kartonu, w którym została przysłana ☺



Autor: Kerstin Gier
Tytuł: Zieleń szmaragdu
Seria: Trylogia Czasu część 3

Ilość stron: 456
Wydawnictwo: Media Rodzina
Kategoria: literatura młodzieżowa

Dla tych z Was, którzy nie znają tej serii zapraszam do postów o wcześniejszych częściach, znajdziecie je w linkach poniżej:

Pierwsza część Trylogii Czasu
Druga część Trylogii Czasu

"Czerwień rubinu", czyli część pierwsza opowiada o dziewczynie, która żyje w dość ciekawej rodzinie. Mieszka z mamą , rodzeństwem, okropną, zarozumiałą kuzynką i jej matką, babką i cioteczną babką. Niby nic nadzwyczajnego, bo nielubiane kuzynki zdarzają się w każdej rodzinie (przepraszam, ale podczas czytania pierwszej części zdążyłam ją znienawidzić, a podczas drugiej jest tylko gorzej), ale ta cechuje się tym, że posiada gen podróży w czasie. Od najmłodszych lat jest przygotowywana przez Strażników z tajnej organizacji do życia z tym darem. Pobiera lekcje fechtunku, tańca, historii i tego jak powinna zachowywać się dama w minionych stuleciach. Oczywiście książka byłaby nudna i trochę niepraktyczna (bo przecież główną bohaterką jest kuzynka Charlotty, która stara się mieć jak najmniej z nią wspólnego), gdyby w którymś momencie nasza główna bohaterka nieoczekiwanie podczas drogi do sklepu nie rozpłynęła się w powietrzu i nie zmaterializowała w tym samym miejscu kilka stuleci wcześniej.  Od tej chwili dziewczyna trafia w ręce Strażników, aby zmierzyć się z tym do czego Charlotta była przygotowywana latami. 

Druga część "Błękit szafiru" jest kontynuacją części pierwszej i to w moim ulubionym wydaniu. Między zakończeniem pierwszej części, a początkiem drugiej nie ma ani chwili przerwy. Nie wiem jak wy, ale ja bardzo nie lubię jak pomiędzy poszczególnymi tomami są jakieś nieopisane wydarzenia, albo akcja rozpoczyna się po jakiejś przerwie w czasie.

Kolejna część to "Zieleń szmaragdu", na której skupimy się dziś. Jak już pewnie zdążyliście się domyślić jest ona kontynuacją przygód podróżniczki w czasie. W książce oprócz wątku podróży w czasie, nienawidzących się kuzynek, skomplikowanej miłości, trudnych przyjaźni znajdziemy też ogrom wiadomości i szczegółów wprowadzających nas w klimat danej epoki. Przecież nikt normalny, ceniący sobie autentyczność nie wybrałby się na bal w XVIII wieku ubrany w sukienkę z 2011 roku.
Można powiedzieć, że ta książka jest zwieńczeniem poprzednich części, tutaj wszystko się wyjaśnia, wszystkie zagadki i spory zostają rozwiązane, a tajemnice wychodzą na jaw.

Seria jest świetna, pochłonęłam w niesamowitym tempie wszystkie części, niestety na ostatnią z nich musiałam czekać prawie rok, ale ostatecznie dorwałam ją w swoje ręce. Przygody podróżników w czasie to wyśmienita historia, a najlepsze w niej jest to, że Kerstin Gier stworzyła wszystko w prosty i przystępny dla każdego sposób. Czyta się lekko i przyjemnie, fabuła jest wciągająca i zabawna, w sam raz na miły wieczór przy herbacie lub  jako "odmóżdżacz".

Postacie to typowe nastolatki, które muszą się zmierzyć z nietypowymi problemami, więc historia jest dedykowana młodzieży. Myślę jednak, że przypadnie do gustu również nieco starszym czytelnikom, którzy chcą zrelaksować się przy niezobowiązującej lekturze.


sobota, grudnia 15, 2018

Chemia śmierci - Simon Beckett

Chemia śmierci - Simon Beckett

sobota, grudnia 15, 2018

Chemia śmierci - Simon Beckett

Jeden z moich ulubionych kryminałów nareszcie doczekał się swojej recenzji! Simon Beckett jest moim faworytem, a seria z doktorem Davidem Hunterem to mistrzostwo.



Autor: Simon Beckett
Tytuł: Chemia śmierci
Cykl:
David Hunter
Ilość stron: 352
Wydawnictwo: Amber
Kategoria: kryminał, thriller


"Manham. Małe spokojne miasteczko. "Krajobraz pozbawiony zarówno życia, jak i konkretnych kształtów. Płaskie wrzosowiska i upstrzone kępami drzew mokradła".

To tu doktor David Hunter szuka schronienia przed okrutną przeszłością. Sądzi, że przeżył już wszystko to, co najgorszego może przeżyć człowiek, sądzi, że wie o śmierci wszystko. Ale śmierć, "ów proces alchemii na wspak, w którym złoto życia ulega rozbiciu na cuchnące składniki wyjściowe", wdziera się do Manham. I to w niewyobrażalnie wynaturzonych formach.

Jeszcze nie wiemy, dlaczego Hunter – wybitny antropolog sądowy – zaszył się tu jako zwykły lekarz. Dlaczego odmawia pomocy policji, skoro potrafi określić czas i sposób dokonania każdej zbrodni. Wiemy tylko, że się boimy. Razem z mieszkańcami Manham czujemy odór wszechobecnej śmierci. Giną młode kobiety, dzieci znajdują makabrycznie okaleczone zwłoki, ktoś podrzuca pod drzwi martwe zwierzęta, ktoś zastawia sidła na ludzi. Spokojne miasteczko rozsadza strach i nienawiść. Każdy może być ofiarą... I każdy może być zwyrodniałym mordercą... "
-opis ze strony wydawnictwa

Książki z serii o Davidzie Hunterze lubię za to, że podobnie jak thrillery Robina Cooka zawierają w sobie wiele ciekawostek. Doktor Hunter uświadamia nas ile czasu po śmierci zachodzą pierwsze procesy rozkładu, jakie znaczenie mają owady i inne organizmy znajdujące się w okolicach zwłok oraz to, jakie znaczenie ma ich otoczenie, temperatura, wilgotność i inne czynniki. Interesują mnie tematy medycyny i antropologii, więc przedstawienie morderstwa i późniejszego śledztwa w "chemiczny" sposób jest strzałem w dziesiątkę.

Uwielbiam też postać samego doktora Davida Huntera, w pierwszej chwili może się on wydawać osobą zimną, zamkniętą w sobie, ale wraz z każdą kolejną stroną zagłębiamy się coraz bardziej w jego historię i zaczynamy rozumieć, dlaczego miły, ciepły, sympatyczny i inteligentny mężczyzna postanowił opuścić Londyn i zaszyć się w miasteczku odizolowanym od świata, żeby wcielić się w rolę zwykłego lekarza.

"Chemia śmierci" jest świetnie napisana, językiem przystępnym dla każdego, wartkimi dialogami i barwnymi opisami, które od samego początku wywołują u czytelnika szybsze bicie serca.

"Już po trzydziestu sekundach przechodzi cię dreszcz. Po minucie masz serce w gardła. A kiedy kończysz czytać, dziękujesz Bogu, że to tylko powieść"

Książkę polecam wszystkim  wielbicielom powieści z dreszczykiem, w których występują niesamowite postacie i wiele ciekawostek.

poniedziałek, grudnia 10, 2018

Mózg - Robin Cook

Mózg - Robin Cook

poniedziałek, grudnia 10, 2018

Mózg - Robin Cook

Kolejny świetny thriller medyczny Robina Cooka!


Autor: Robin Cook
Tytuł: Mózg
Ilość stron:
272
Wydawnictwo: Rebis
Kategoria: thriller, thriller medyczny

Wbrew opiniom, jakie krążą po internecie jestem zdania, że ta książka jest prawdziwym dziełem. Zawiera w sobie nie tylko ciekawą, wciągającą fabułę, ale też jest w niej ogrom ciekawostek medycznych, autor, korzystając ze swojej wiedzy i doświadczeń z własnej praktyki medycznej przekazuje czytelnikowi wiele informacji. Szereg czytelników uznał to za minus książki, ponieważ jest to nużące dla osoby niezainteresowanej medycyną, ale HALO! To thriller medyczny! Musi się wiązać z medycyną! A poza tym fajna sprawa, przecież nigdy nie zaszkodzi zebrać parę nowych ciekawostek.

"Dwoje zdolnych lekarzy radiologów wkracza w świat ludzi, którzy dla osiągnięcia postępu w medycynie nie cofną się przed najbardziej niewyobrażalną zbrodnią.
Martin Philips, neuroradiolog z nowojorskiego Szpitala Klinicznego, testuje komputer, który może zrewolucjonizować diagnostykę medyczną. Urządzenie z obwodami sztucznej inteligencji doskonale wykrywa zmiany w mózgu. Wśród przebadanych klisz coraz częściej pojawia się niepokojący zespół objawów, a pacjentki, których dotyczy, znikają w tajemniczych okolicznościach.
Philips prowadzi prywatne śledztwo, myśląc, że odkrył metody rozpoznawania stwardnienia rozsianego. Tymczasem wpada na trop potwornych eksperymentów, których zamieszanych jest wiele osób, poczynając od personelu szpitala a na agentach rządowych kończąc."
-opis ze strony lubimyczytac.pl

Stwierdzam, że książka jest naprawdę ciekawa i wciągająca, szczególnie dla mnie, ponieważ jestem zainteresowana wszystkimi ciekawostkami związanym z medycyną i szeroko pojętą biologią, a także ciekawymi zagadkami kryminalnymi i nie tylko. Troszkę denerwuje mnie to, że przy wielu thrillerach medycznych w opiniach zawsze znajdują się odniesienia do tego, że autorzy za bardzo skupiają się na medycynie i niepotrzebnie tłumaczą trudne terminy lub używają ich bez wyjaśnienia oczekując od czytelnika wiedzy. Wydaje mi się, że ktoś kto zabiera się za czytanie książki związanej z dziedziną medycyny powinien być przygotowany na to, że może trafić na skomplikowane opisy reakcji zachodzących w ludzkim ciele i nie mieć żalu do autora za to, że ich nie rozumie.

Fabuła książki jest ciekawa, dobrze skonstruowana i wciągająca, ale moim zdaniem troszkę wolno się rozkręca. W powieści brakuje dynamiki, ale nie znaczy to, że jest ona zła. Jest dobra, a nawet bardzo dobra, ponieważ razem z głównym bohaterem powoli odkrywamy tajemnice nowoczesnego komputera, który może zrewolucjonizować medycynę. Powiedziałabym, że przez 90% książki spokojnie płyniemy, a dopiero na samym końcu zaczyna się dziać jakaś bardziej energiczna akcja.

Myślę, że z czystym sumieniem mogę polecić tę książkę każdemu, kto ma podobne zainteresowania do mnie i chce miło spędzić wolną chwilę. Mogę zagwarantować, że ciężko będzie się oderwać od "Mózgu" i ten czas nie będzie stracony, pomimo tego, że nie będą to, żadne emocjonujące przeżycia.

czwartek, grudnia 06, 2018

Zapłatą będzie śmierć - Inge Löhnig

Zapłatą będzie śmierć - Inge Löhnig

czwartek, grudnia 06, 2018

Zapłatą będzie śmierć - Inge Löhnig

Kolejny świetny kryminał w tym miesiącu! Jestem bardzo zadowolona z tej książki, tym bardziej że doczytałam, że jest to pierwszy tom cyklu, więc mam nadzieję, że po krótkich poszukiwaniach będę mogła nadal śledzić losy Konstantina Dühnforta ☺




Autor: Inge Löhnig
Tytuł: Zapłatą będzie śmierć
Cykl: Konstantin Dühnfort
Ilość stron:
368
Wydawnictwo: Initium
Kategoria: thriller, sensacja, kryminał

Tym razem akcja dzieje się w Niemczech. Poznajemy Agnes, która po dramatycznych przejściach przeprowadza się do nowego domu w małej wiosce. Ma nadzieję powrócić do pracy w zawodzie i zacząć nowe życie. Już pierwszego dnia jej spokój w nowym miejscu zostaje naruszony, ponieważ zostaje wciągnięta w poszukiwania małego chłopca, który zaginął kilka godzin wcześniej.
Kolejną postacią, którą poznajemy jest komisarz Konstantin Dühnfort. To on prowadzi poszukiwania zaginionego malca. Pojawiają się pytania w jakim celu, ktoś porwał dziecko? Aby zaspokoić swe żądze? Dla okupu? Na te pytania Konstantin i jego ekipa muszą odpowiedzieć, zanim będzie za późno, aby zrobić cokolwiek.

" „Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć…” - List do Rzymian 6, 23

Kobieta, która pragnie zapomnieć. Mężczyzna czujący powołanie.
Dziecko, które ginie bez śladu. A to dopiero początek…
Komisarz Konstantin Dühnfort tropi sadystycznego mordercę, który grasuje po bawarskiej prowincji i z mroku dziejów wydobywa na światło dzienne kary inkwizycji. Mieszkańców wioski paraliżuje strach, bo wiedzą, że zabójca jest jednym z nich. Czy Dühnfort znajdzie go, zanim ponownie zaatakuje?"
-opis z tyłu okładki


"Zapłatą będzie śmierć" pochłonęłam w dwa dni i jestem absolutnie zakochana w stylu Inge Löhnig. Już dawno nie trafiłam na tak dobrą autorkę kryminałów. Nałogowo czytałam Alex Kava, Charlotte Link, Simona Becketta i jeszcze kilku autorów, ale od dłuższego czasu miałam ochotę na kogoś nowego. Każdy pisarz ma swój specyficzny styl i po jakimś czasie miałam wrażenie, że czytam ciągle tą samą książkę. Powieść pani Löhnig pozwoliła mi na nowo czerpać radość z czytania kryminału, poczuć ten dreszczyk emocji, niepewność i strach.

Zakochałam się w głównych bohaterach, komisarz Dühnhof i Agnes Gaudera to świetnie nakreślone postacie, a oprócz nich poznajemy jeszcze szereg innych mieszkańców miasteczka. Wszystko napisane jest z umiarem, więc nie ma tutaj żadnych zbędnych opisów i czytelnik nie musi się męczyć i zastanawiać, co z daną informacją począć.

Fabuła jest świetnie skonstruowana, napięcie rośnie z każdą kolejną stroną i nie pozwala się oderwać od czytania, chociażby na chwilę. Finał książki jest niezwykle zaskakujący. Osobiście miałam w głowie kilka możliwości zakończenia, ale autorka okazała się sprytniejsza i rozwiązała całą sprawę w zupełnie inny sposób, niż to przewidywałam.

W tej książce jest wszystko to, co lubię w kryminałach: powoli rosnące napięcie, skomplikowana zagadka, niezwykli bohaterowie, zaskakujące akcje i lekki wątek miłosny, który urozmaica całą historię.

Bardzo cieszy mnie to, że jest to pierwszy tom cyklu o komisarzu Konstantinie Dühnhof, bo z chęcią poznam jego dalsze losy. Teraz muszę zadbać jedynie o to, żeby "W białej ciszy", czyli druga część cyklu, znalazła się jak najszybciej na mojej półce ☺

wtorek, grudnia 04, 2018

Rany kamieni - Simon Beckett

Rany kamieni - Simon Beckett

wtorek, grudnia 04, 2018

Rany kamieni - Simon Beckett

Tym razem witam was książką jednego z moich ulubionych autorów. Uwielbiam Simona Becketta i jego serię z Davidem Hunterem, więc z tym tytułem wiązałam duże nadzieje. Poprzednie książki tego autora zrobiły na mnie duże wrażenie i wydaje mi się, że to przez nie trochę się zawiodłam czytając "Rany kamieni".




Autor: Simon Beckett
Tytuł: Rany kamieni
Ilość stron: 336
Wydawnictwo: Amber
Kategoria: thriller, sensacja, kryminał


Jeśli ktoś z was miał już styczność z Simonem Beckettem to pewnie zna serię o niesamowitym antropologu sądowym Davidzie Hunterze. Książki o nim są pełne anatomicznych opisów i ciekawostek związanych z zawodem antropologa. Nie brakuje też akcji przyprawiających o gęsią skórkę i zmuszających wyobraźnię do pracy na najwyższych obrotach.
Żałuję, że całą serię pochłonęłam jeszcze przed założeniem bloga, bo na pewno posty o niej byłyby jednymi z najlepszych na stronie. Od dawna planuję wrócić do tych książek, żeby odświeżyć pamięć i napisać recenzje, ale zawsze pojawi się jakaś nowość, która mnie zainteresuje i odkładam to na potem ☺ Mam nadzieję, że kiedyś mi się uda.

"Rany kamieni" nie należą do cyklu książek o Davidzie Hunterze, nawet nie mają związku z tematem antropologa sądowego, co było pierwszą rzeczą , która mnie zawiodła. Kolejną była głupota głównego bohatera, a raczej jego irytujące zachowanie w niektórych sytuacjach.

Akcja książki prowadzona jest dwutorowo, pierwszym z nich jest teraźniejszość, w której poznajemy głównego bohatera, który błąka się po francuskich odludziach zaopatrzony jedynie w plecak z podejrzaną zawartością. Po nieszczęśliwym wypadku trafia na farmę szczelnie odizolowaną od reszty świata. Na jakiś czas niestety musi tam pozostać i chcąc nie chcąc odkryć miejsce i jego tajemnice. 
Drugim wątkiem są wydarzenia z przeszłości, które poniekąd tłumaczą nam teraźniejszą sytuację bohatera.

Co mi się podobało?
Najbardziej podobało mi się chyba to, że wszystko w książce jest bardzo tajemnicze, przez co całość ma bardzo fajną atmosferę i czyta się z zapartym tchem. Zaniedbana, nieco przerażająca farma, podejrzana rodzina i dziwne zachowanie ludzi w pobliskim miasteczku przekładają się na to, że człowiek pochłania "Rany kamieni" w ekspresowym tempie, żeby jak najszybciej rozwiązać wszystkie zagadki.

Co mi się nie podobało?
Denerwowało mnie zachowanie głównego bohatera w niektórych sytuacjach. Jest on postacią, która ma swoje tajemnice i problemy, czytelnikowi niewiele o nim wiadomo i wydaje mi się, że o wiele lepiej są przedstawieni bohaterzy drugoplanowi. O nich możemy już powiedzieć coś więcej, są bardziej intrygujący, a główny bohater? Wypada przy nich dość słabo... Mam też wrażenie, że jakby sam ściąga na siebie kłopoty i nie korzysta z okazji, żeby je rozwiązać, albo się od nich odciąć. Wiem, że jeśli wykorzystałby taką okazję to książka skończyłaby się szybciej niż się zaczęła, ale tę kwestię autor mógł rozwiązać w jakiś inny sposób. Niesamowicie mnie to irytowało.

Książka jest dobra, przeczytałam ją w zaledwie jeden dzień, mogę o niej śmiało powiedzieć, że jest wciągająca i emocjonująca, ale w porównaniu do serii z Hunterem jest słaba. Jeśli nie znałabym innych książek Simona Becketta zachwalałabym "Rany kamieni", ale dzięki jego niesamowitej serii wiem, że stać go na więcej i ten tytuł jest na o wiele niższym poziomie.

Polecam każdemu wielbicielowi i miłośnikowi kryminałów i thrillerów, ale raczej nie osobom, które już znają Becketta. Książka jest świetna na rozpoczęcie przygody z tym autorem, ale osoby, które już ja zaczęły i znają jego styl mogą być zwyczajnie zawiedzione.

sobota, grudnia 01, 2018

Podsumowanie: listopad 2018

Podsumowanie: listopad 2018

sobota, grudnia 01, 2018

Podsumowanie: listopad 2018


Z pamiętnika Kingi:

Też macie czasem tak, że całe życie jest przeciwko Wam? Ja mam wrażenie, że moje próbuje przekazać mi, że ja i jazda na łyżwach to połączenie, które wywoła armagedon. Chyba od 3 lat, co roku na początku sezonu zimowego mówię sobie, że to będzie ten rok, kiedy w końcu nauczę się jeździć.
Za pierwszym razem niczego nie podejrzewałam, poszłam raz, pojeździłam godzinę i... i zachorowałam, przez co całe następne 2 tygodnie, podczas których miałam się uczyć przeleżałam w łóżku. Mieszkam w internacie, na wsi, więc na łyżwach mogłam jeździć tylko podczas ferii, które spędzałam w domu.
W kolejnym roku nie udało mi się pójść na lód ani razu, nie pamiętam z jakiego powodu, ale wiem, że byłam bardzo zawiedziona, więc wiązałam duże nadzieje z kolejną nadchodzącą zimą.
I teraz właśnie trwa ta zima, a ja? Siedzę w domu z kolanem w gipsie -,- Zwichnęłam kolano IDĄC!
Wydaje mi się, że bezpieczniej będzie nic nie planować na kolejne lata i zadowolić się jazdą na rolkach w sezonie letnim, widocznie łyżwy nie są dla mnie!

Koniec moich narzekań, przejdźmy do podsumowania. Nie mam za bardzo, o czym napisać, jeśli chodzi o listopad, bo strasznie się rozleniwiłam i nie przeczytałam prawie żadnej książki. Jedynie "Ciało obce", które zaczęłam już w październiku, więc, aż wstyd o nim mówić. Nie mam pojęcia czym to jest spowodowane, może zmianą pogody na bardziej ponurą, czy jakimś wypaleniem, brakiem motywacji, ale muszę się jak najszybciej pozbierać i zacząć pracować. Teraz mam wolny tydzień spowodowany moim nieszczęsnym kolanem i zamierzam go wykorzystać na pracę nad blogiem i sobą. Niedługo wystawienie ocen na semestr, więc o tym też będę musiała pomyśleć i poprawić, co trzeba. Przed sobą mam cały grudzień, w którym chciałabym pozakańczać wyzwania czytelnicze, których się podjęłam w roku 2018, więc trochę pracy mnie czeka.

A oto listopad w skrócie:

Ilość postów: 2
Wyświetlenia: 965
Komentarze: 1 (bez moich odpowiedzi)
Obserwatorzy: 87
Najczęściej wyświetlany wpis: Podsumowanie: październik 2018

Muszę mocno nad sobą popracować, żeby więcej się nie wstydzić wpisując wyniki w podsumowaniu ☺
Zabieram się do roboty od razu!

sobota, listopada 17, 2018

Ciało obce - Robin Cook

Ciało obce - Robin Cook

sobota, listopada 17, 2018

Ciało obce - Robin Cook

Robin Cook znowu zagościł na moim blogu! Miałam długą przerwę od pisania spowodowaną tym, że nie umiałam zmusić się do czytania i robienia czegokolwiek. Mam wrażenie, że wraz z jesienną aurą przyszła do mnie depresja spowodowana brakiem słońca ☺ Mogłabym spać i tylko spać... Niestety blog i szkoła wymagają ode mnie tego, żeby szybko się pozbierać i zacząć działać. W szkole niedługo wystawienie ocen, a na blogu podsumowanie książkowych wyzwań, które realizuję w tym roku. Czas zacząć działać!

Poniżej kolejny tom niesamowitej serii o lekarzach sądowych ☺


Autor: Robin Cook
Tytuł: Ciało obce
Cykl: Jack Stapleton/Laurie Montgomery
Ilość stron: 408
Wydawnictwo: Rebis
Gatunek: thriller medyczny

Dla zainteresowanych podaję drogę na skróty do poprzednich części:

CZĘŚĆ PIERWSZA - OŚLEPIENIE
CZĘŚĆ DRUGA - ZARAZA
CZĘŚĆ TRZECIA - CHROMOSOM 6
CZĘŚĆ CZWARTA - NOSICIEL
CZĘŚĆ PIĄTA - MARKER
CZĘŚĆ SZÓSTA - KRYZYS
CZĘŚĆ SIÓDMA - CZYNNIK KRYTYCZNY

W ósmej części mamy do czynienia z tematem turystyki medycznej. W temat wprowadza nas studentka medycyny, która niespodziewanie dowiaduje się o śmierci swojej babci. Staruszka wybrała się do Indii na zabieg, na który nie było jej stać w kraju. W szpitalu, w którym zmarła nastąpił kolejny podejrzany zgon, a po nim kolejne w innych placówkach. Studentka nabrała podejrzeń i poprosiła o pomoc swoją przyjaciółkę Laurie Montgomery, która w trybie natychmiastowym zjawia się na miejscu wraz z mężem.

Pomysł na historię został zrealizowany bardzo dobrze, umiejscowienie akcji w egzotycznych Indiach sprawiło, że książka jest bardziej atrakcyjna i interesująca.

Najbardziej jednak ucieszyło mnie to, co stało się z głównymi bohaterami serii. Jack Stapleton i Laurie Montgomery to moi ulubieńcy, więc niesamowicie ucieszyło mnie to, że autor w końcu postanowił zrobić coś z ich relacją. Wątek uczuciowy jest niezaprzeczalnie najbardziej udanym i moim ulubionym w tej części serii ☺

piątek, listopada 02, 2018

Podsumowanie: październik 2018

Podsumowanie: październik 2018

piątek, listopada 02, 2018

Podsumowanie: październik 2018


Październik mamy już za sobą, więc pora na blogowe podsumowanie. To był jeden z lepszych miesięcy pod kątem mojego blogowania. Jestem zadowolona z ilości postów, jakie udało mi się napisać i z ilości książek, jakie przeczytałam. Miałam wyjątkowo dobre tytuły, a każdy kolejny, który brałam do ręki był lepszy od poprzedniego.
W tym momencie czytam kolejną część serii o Jacku Stapletonie i Laurie Montgomery, którą zaczęłam w wakacje i pracuję z poradnikiem "Autentyczność przyciąga". Już teraz wiem, że z pomocą wskazówek zawartych w poradniku zmienię co nieco na stronie i forach społecznościowych, na których się udzielam. Jestem bardzo ciekawa jak te zmiany wpłyną na bloga☺

Wracając do podsumowania, w skrócie:

Ilość postów:
8
Wyświetlenia: 1917
Komentarze: 6 (bez moich odpowiedzi)
Obserwatorzy: 86
Najczęściej wyświetlany wpis: Nevermoor. Przypadki Morrigan Crow - Jessica Townsend


Bardzo się cieszę, że przybyło mi w październiku aż 2 obserwatorów! Miałam też przyjemność recenzować, aż 3 książki ze współprac z wydawnictwami. Jestem niesamowicie szczęśliwa, ponieważ inaczej nie miałabym możliwości przeczytać nowości tak szybko, ograniczają mnie też finanse, więc pewnie musiałabym długo czekać na okazję, żeby dorwać te książki w swoje ręce.

W listopadzie chciałabym utrzymać tak wysoki wynik ilości recenzji i dokonać pierwszych zmian w związki z poradnikiem "Autentyczność przyciąga". Nie jest to gruba lektura, ale bardzo wciągająca i skłaniająca do przemyśleń i rozwiązywania zadań, robienia notatek. W tym momencie jestem jeszcze na początku, a już mam plik wskazówek i zapisanych kartek ze spisem rzeczy, które koniecznie muszę zmienić lub umieścić na swoim blogu.

Z tematów poza blogowych to mam nadzieję, że listopad będzie przyjemny i suchy. Nie mam nic przeciwko wiatrom i zimnu, ale zależy mi na wykorzystaniu ostatnich dni, kiedy po powrocie ze szkoły jest jeszcze jasno na jazdę na rolkach. Dzisiaj mam wolne, więc udało mi się wyjść i spędzić godzinę na jeździe, ale już w niedzielę wracam do internatu i będę kończyć szkołę ok. 15.00, a teraz tak szybko robi się ciemno... Zimą będę się pocieszać łyżwami w weekendy, a teraz pozostaje mi mieć nadzieję, że znajdzie się dla mnie jakiś suchy kawałek asfaltu do jazdy ☺

Miłego listopada!

Zobacz również:

Copyright © Czytam, polecam... , Blogger